Chcemy wierzyć w to, że nasze dzieci są w szkole bezpieczne, a tym bardziej na lekcjach. Bo przecież na lekcji obecny jest nauczyciel, który czuwa nad dziećmi. Organizuje im czas i dba o ich bezpieczeństwo… Tyle w teorii, bo okazuje się, że w rzeczywistości bywa inaczej…
To był zwyczajny dzień…
Kiedy moja kilkumiesięczna córeczka jest niespokojna to siadam z nią przy oknie i obserwujemy co się dzieje na dworze. A że mieszkamy na wprost boiska to do południa sporo się dzieje. Tego dnia też tak było. Z pozoru zwyczajna sytuacja, lekcja W-F w podstawówce, kilka grup chłopców na boisku. Jedni grają w kosza, inni w nogę… Nic specjalnego. Ale przyglądając się dłużej widać, że przy jednej z grup nie ma nauczyciela. Uczniowie szybko to podłapują, większość co prawda gra w piłkę nożną, ale jest grupa która zajmuje się czymś zupełnie innym…
Gdy nauczyciel nie patrzy
Grupa kilku uczniów obrała sobie najmniejszego chłopca, którego zaczęli bić. W pojedynkę, w grupie… Podchodzą do niego tu go kopną, tu szarpną, tu uderzą, a gdy uda im się go przewrócić to rzucają się na niego całą grupą. Chłopiec próbuje najpierw obrócić wszystko w żart, potem próbuje odejść od agresywnej grupy. Ale to wszystko na nic!
Rozglądam się, szukam wzrokiem nauczyciela, widzę tylko dwóch dorosłych mężczyzn stojących gdzieś przy innej grupie i rozmawiających. Myślę sobie to nie może być ich nauczyciel, przecież nauczyciel musi być gdzieś blisko, może chłopina czegoś zapomniał, zaraz wróci i zaprowadzi porządek… Czekam kilka minut, sytuacja się nie zmienia… Czuję, że krew się we mnie gotuje. Mam ochotę iść i zrobić tam porządek, ale nie mogę, jestem w domu z małym podziębionym dzieckiem. Przez chwilę czuję się bezradna, a jednocześnie serce chce mi wyskoczyć z piersi, nie mogę, nie umiem udawać, że tego nie widzę.
Co zrobiłam?
Nie pozostaję bierna, łapię telefon… dzwonię do szkoły. Chcę rozmawiać z dyrekcją, ale zostaję odesłana do administracji boiska… Proszę tą Panią trzęsącym się głosem, żeby ktoś zareagował na to, że jest bity chłopiec na lekcji W-F!! Pani obiecuje mi, że zadzwoni do dyrekcji… OK, czekam na reakcję, po kilku minutach wychodzi jakaś Pani (myślę, że to z administracji boiska) krzyczy coś do tych chłopaków, potem do tego jednego nauczyciela… Tak!! Okazuję się, że to jednak był ich „nauczyciel”. Cóż widać, że ów Pan się tym nie przejął, coś tam krzyknął do chłopaków i wrócił do rozmowy z kolegą… A chłopcy co? Oczywiście znów zaczynają bić swoją ofiarę… Tego było dość. Czuję już, że wszystko się we mnie gotuje. Dzwonię jeszcze raz do szkoły, Pani znów próbuje mnie do kogoś odesłać. Tym razem się nie daję i mówię jej, że jeśli nie będzie natychmiastowej i odpowiedniej reakcji szkoły to filmik z tej “lekcji” trafi do Internetu i na policję. Pani oprzytomniała, w końcu jest reakcja…
Jak to możliwe?
Pytam się jak to możliwe?! Jak ktoś taki może nazywać się nauczycielem? Czy pedagog nie powinien wiedzieć, że dla dziecka jest to nie tylko ból fizyczny, ale również poniżenie? I dlaczego NIKT z przechodniów nie zareagował? Nie rozumiem tej znieczulicy… A gdyby to chodziło o nasze dziecko? Czy chcielibyśmy, żeby inni się temu tylko przyglądali? Przeraża mnie świat w którym żyjemy….