Dzieci, a koronawirus u nas w domu. Objawy, procedury i absurdy…

dzieci a koronawirus
Ten post będzie emocjonalny… nie umiem inaczej mówić o tym co się dzieje u nas w domu. Jestem zła, przestraszona i zbuntowana. Kotłuje się we mnie tyle emocji, że ciężko mi sobie z nimi poradzić.
Ale od początku…
Kiedy dowiedzieliśmy się z mężem, że jesteśmy zarażeni koronawirusem zaczęliśmy bać się o dzieci. Można różnie podchodzić do epidemii, ale strach o dzieci będzie zawsze, przy każdej chorobie. Nie da się ukryć, że koronawirus ma wpływ na nasze dzieci, a to jak działa cały ten system jest po prostu chore i absurdalne.

Dzieci przechodzą koronawirusa bezobjawowo. W większości. Wiem, że wielu rodzicom “w większości” nie wystarcza, że się boją. Ja to rozumiem, nigdy nic nie wiadomo, a przecież chcemy chronić dzieci przed każdym zagrożeniem. Wielu z Was pytało mnie po wpisie o tym, że z mężem jesteśmy zarażeni o dzieci i o to czy mają jakieś objawy.

Teoretycznie objawów nie mają, a przynajmniej nie te typowe dla koronawirusa. Ale w życiu nie może być zbyt łatwo więc kilka dni po wystąpieniu u nas objawów Kinga dostała lekkiej gorączki, około 38 stopni. Dwa dni później wyszła jej na ciałku wysypka. Telefon do lekarza. Pediatra chciała ją zobaczyć, w końcu przez telefon (pomimo wysłania zdjęcia) ciężko zdiagnozować wysypkę. Nie możemy pójść do przychodni, jesteśmy w izolacji… Diagnoza “na oko”… Może to po szczepieniu, a może trzydniówka…. może… Obserwować.

Jakie to straszne, że kiedy jesteś na izolacji lub kwarantannie żaden lekarz nie przyjmie ani Ciebie ani Twojego dziecka! Bezsilność jest okropna.

Więcej objawów w tym okresie u nich nie zauważyłam. Wiem jednak od kilku osób, które również miały pozytywny wynik, że ich dzieci też miały lekkie wysypki. Czy to przypadek nie wiem, może to reakcja na wirusa? Nikt przecież dzieci nie bada!

Najbardziej jednak denerwuje mnie to na jak długo zostaliśmy uwięzieni w domu. Tak, uwięzieni, bo inaczej się tego nazwać nie da. Siedzieliśmy w domu od wystąpienia objawów, na test czekaliśmy prawie tydzień, potem 10 dni izolacji i uwaga to nie wszystko! Wyobraźcie sobie, że od ostatniego dnia naszej izolacji nasze dzieci będą miały 10 dni kwarantanny! W sumie daje nam to miesiąc siedzenia w domu! Już nie mówiąc jak absurdalne jest to, że my będziemy mogli wychodzić, a oni nie! Jak bym wyszła po takim okresie na ich oczach z domu to by się chyba zapłakali, że nie mogą wyjść z domu razem ze mną…

Mało tego kiedy my jesteśmy na izolacji nasze dzieci w systemie nie figurują. Pediatra nie miała żadnej informacji, policja też kontroluje tylko mnie i męża (sprawdzali nas trzy razy). Czyli w teorii moje dzieci mogłyby teraz wychodzić i zostać w domu na kwarantannie dopiero od ostatniego dnia naszej izolacji? Czy ktoś widzi w tym jakiś sens?

Kto podejmuje decyzję by zamykać ludzi w mieszkaniu na miesiąc? Przecież to nawet nie jest zdrowe. Jak wyjdziemy w końcu z domu to nasza odporność będzie tak słaba, że powali nas pierwszy lepszy katar. Jak można skazywać małe dzieci na tak długie siedzenie w domu? Dzieciakom tak brakuje wyjścia z domu, Kinga potrafi zakładać buty i szykować się do wyjścia, Miłosz tęskni za przedszkolem, za dodatkowymi zajęciami. Staramy się wymyślać im fajne zajęcia, zabawy, by było im lżej. Ale to przekracza wszelkie możliwości. Potrzebują kontaktu z rówieśnikami, z dziadkami, po prostu z innymi ludźmi. Potrzebują wyładować swoją energię, pooddychać świeżym powietrzem, pobiegać, po prostu być dziećmi…

Nie mogę pojąć jak to wszystko działa? Kiedy mieliśmy objawy teoretycznie mogliśmy wychodzić, a kiedy jesteśmy zdrowi musimy siedzieć w domu na zapas. Dlaczego dzieciom nie robi się testów, żeby skrócić im to siedzenie w domu? Sorry, ale argument finansowy do mnie nie przemawia, w końcu rodzicowi, który musi siedzieć z dziećmi w domu na ich kwarantannie trzeba wypłacać zasiłek. Jak dla mnie to w tym wszystkim brak logiki, brak ludzkiego podejścia. Boję się, że jak już moje dzieci zostaną zwolnione z siedzenia w domu to nastąpi lockdown, przedszkola zostaną zamknięte i znów będziemy siedzieć w domu. Nie wyobrażam sobie tego, staram się o tym nie myśleć.

Koronawirus i dzieci w mediach zamyka się w hasłach, że przechodzą bezobjawowo i że są roznosicielami. To zdecydowanie za mało, ciągle wałkowane jest to samo, bez szczegółów.

Nie życzę nikomu takiej sytuacji, dbajcie o siebie, uważajcie i cieszcie się z tego, że możecie wyjść na zwykły spacer z dzieckiem, zamiast tylko patrzeć przez okno…

dzieci a koronawirus

Dzieci a koronawirus- kliknij TUTAJ by przeczytać o szczepieniach

Jeśli spodobał Ci się ten post i uważasz, że może przydać się innym rodzicom to będzie mi bardzo miło jeśli:

  • polubisz go lub udostępnisz na moim Facebooku,
  • zostawisz komentarz
  • polubisz mój fanpage na Facebooku lub Instagramie, by być na bieżąco z najnowszym wpisami
  • zostawisz na Youtubie kciuk w górę i klikniesz subskrypcję

Dziękuję!

Udostępnij ten wpis:

Możesz też poznać inne moje wpisy:

One comment on “Dzieci, a koronawirus u nas w domu. Objawy, procedury i absurdy…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *